Skip to content
Barok w lipcowej Bukowinie.
Wszelka sztuka, poezja, architektura i muza rodzą się w przyrodzie. Natura kształtuje główne nurty i kierunki ludzkich potrzeb ukazywania świata w zwierciadle sztuki. Sztuka jest często wielokrotnie modyfikowana na nasz użytek i przejawia się całą paletą różnych stylów, związanych z filozofią, myślą, wydarzeniami i kulturą danej epoki.
Jednak swoje źródło i inspirację zawsze wykluwa w przyrodzie. To ziarno, które kiełkuje wraz z chęcią wyrażenia wnętrza artystów, nawet tych, których twórczość wydaje się być lata świetlne od przyrody.
Lipiec w przyrodzie to czas baroku. Umownie zaczyna się on przed połową czerwca, a w latach cieplejszych nawet pod koniec maja. Na wiosnę przychodzi renesans, czyli odrodzenie. Z każdym tygodniem delikatne, zielone pędy roślin i coraz bardziej nabrzmiewające pąki oraz bogactwo kwiatów, przyczyniają się do stopniowego opanowywania łona natury przez zieloną sztukę renesansu. Pod koniec maja przyrodniczy renesans przeżywa swoją najbardziej dojrzałą fazę i wtedy przychodzi jego zmierzch.
Las staje się tak mocno zielony, obficie zarośnięty, często zlewający się w trudną do ogarnięcia zmysłami zieloną plątaninę, że dochodzi do “zepsucia” się renesansu. To już nie odrodzenie, a misterium nowego życia, gęsto wylewającego się z obrazów namalowanych tysiącami odcieni zielonych farb. Wtedy to przepych i bogactwo przyrodniczych form stają się najobfitsze w ciągu całego roku. Do lasu wchodzi barok, a jego największy rozmach to właśnie miesiąc lipiec.
W tym roku, po deszczowym czerwcu, przyrodniczy styl barokowy jest wyjątkowo wyrazisty i znamienity. Pola i łąki nie uległy presji suszy, która w zeszłym roku uszczupliła barok z naturalnej jaskrawości i soczystości. W lipcowym Słońcu, na tle błękitnego, letniego nieba, zacząłem podziwiać bukowiński i okoliczny barok, pełen przepychu i najwyższego kunsztu leśnego artyzmu.
Ta najbardziej bogata faza baroku w przyrodzie trwa do żniw. Za kilka tygodni, kiedy rolnicy skoszą barokowe kłosy, pełne bogatych, złotych ziaren, barok przejdzie w późną fazę, ale będzie jeszcze trwać przez cały sierpień. W przyrodzie, chronologia następowania po sobie poszczególnych stylów w sztuce jest inna niż ta ludzka. Na wiosnę przychodzi renesansowe odrodzenie. Jego delikatne, subtelne symptomy często widać już pod koniec lutego. Przedtem jednak trwa zimowa prostota i klasycyzm, gdzie ponury, szorstki las naszpikowany jest szarością, martwotą, a nawet turpizmem, chociaż w swoistej i mimo wszystko pięknej formie.
Ale wróćmy do lipcowego baroku. W miesiącu sierpniu, po żniwach, barok jakby ubożeje. Zieleń też już nie barwi się tyloma odcieniami co w czerwcu i w lipcu. Staje się głęboka i ciemna. Co w takim razie dzieje się w następnych tygodniach? Zaczynają kwitnąć wrzosy, a pierwsze liście zmieniają kolor z zielonego na jesienny. Jest to jeszcze mało dostrzegalne i niezakłócające barokowy przepych.
Wszystko diametralnie zmienia się we wrześniu. Barok przechodzi do schyłku, a jego kres następuje przeważnie po połowie września, chociaż dokładną granicy przejścia między jednym a drugim stylem nie sposób wyznaczyć. Wtedy to postępująca jesień, stopniowo obniżające się temperatury i wydłużająca się noc, przygotowują przyrodnicze płótno dla jeszcze jednego, niezwykle barwnego stylu. To jesienny gotyk, który ludzie nazywają złotą jesienią.
♦ GRZYBY W BAROKU ♦
Barok w przyrodzie to nie tylko bogactwo zieleni i przytłaczająca jej obecność. To także bogactwo owadów, ptaków, grzybów i wszelkich innych form życia, których ilość często determinuje przebieg pogody, a więc temperatury i opady. O ile na temperatury barokowe możemy liczyć co roku, o tyle z opadami bardzo różnie to bywa.
W tym roku deszcze świętojańskie pobudziły leśne runo do wydania owocników wielu gatunków grzybów. Dzięki nim, barok jest bogatszy, pełniejszy i jeszcze bardziej emocjonujący. Wprawdzie brakuje im bardzo dużo do grzybowego bogactwa gotyckiej jesieni, ale po wielu suchych i bezgrzybnych lipcach, delikatna odsłona mykologiczna tegorocznego baroku cieszy nieprzeciętnie.
Z grzybów rurkowych najefektowniej prezentują się koźlarze czerwone rosnące w towarzystwie topoli osiki. Tworzą bajeczny kontrast czerwieni swoich kapeluszy z ostrą, wyrazistą zielenią traw i innych drobnych roślin. Znalazłem je głównie na stałych, sprawdzonych miejscówkach.
Udało mi się znaleźć w sumie ponad 30 okazów w najbardziej pożądanym stadium, czyli młodym, jędrnym, twardym i zdrowym. Ale znalazłem też kilkanaście przerośniętych koźlarzy, które zostały natychmiast opanowane przez czerwie. W ciepłych i wilgotnych warunkach żarłoczne robaki nie próżnują i bardzo szybko wykorzystują ciało grzyba jako magazyn z pożywieniem.
Lipcowo- barokowe czerwońce musiały zostać uwiecznione w obiektywie, dlatego po ich znalezieniu rzuciłem się w fotograficzny wir. Tym bardziej, że to niezwykle fotogeniczny gatunek grzyba, chociaż – według mnie – w smaku ustępujący prawdziwkom, podgrzybkom czy nawet maślakom.
Ten nieco mniej intensywny zapach i aromat koźlarzy w porównaniu do innych kapeluszników, rekompensowany jest przez ich funkcję zdobniczą, zarówno w lesie, jak i koszyku. Grzybiarze widząc kozaki czerwone w zbiorach, reagują żywiołowo, często z zazdrością, chociaż ta zazdrość ma przeważnie pozytywny, a nie negatywny wydźwięk.
Od małego uwielbiałem ten gatunek grzybów i szukam go nie z mniejszym entuzjazmem, niż miało to miejsce na początku mojej kariery grzybiarza. Do tego jak znajduję takie baryłki, jak te ze zdjęć, nie sposób nie dać się ponieść grzybowym emocjom, objawiającym się przyśpieszonym biciem serca i wytrzeszczem oczu. ;))
W jednej z tajnych przez poufne miejscówek na koźlarze znalazłem dwa niezwykle okazałe, a przy tym bardzo jędrne i zdrowe kozaki. Las umościł tu niewielki dołek wokół dość dorodnych topoli. W tym dołku wykluli się dwaj bracia – rycerze barokowego lasu w bukowińskich zakamarkach, znanych tylko takim fanatykom jak ja. ;))
W bliskim sąsiedztwie braci, na powierzchnię zdołali się przebić ich trzej kuzyni, także w wyśmienitej formie i kondycji zdrowotnej. Chyba nie muszę opisywać radości grzybiarza przy takim znalezisku. Ten mini wysyp charakteryzuje się koniecznością wybiegania, poszperania i wyczucia miejsc, gdzie można znaleźć grzyby.
Tu trzeba mieć żyłkę detektywa, pomysłowość MacGyvera i psi węch, żeby wywęszyć i trafić na odpowiednie miejsce, ponieważ większość stanowisk świeci pustkami. Jednak warto podjąć się trudu wędrowca-poszukiwacza, kiedy nagrodą są takie cudeńka.
Kilkanaście, a może nawet i kilkadziesiąt koźlarzy, głównie o brązowych barwach kapeluszy pozostały w lesie, ponieważ z ich zdrowotnością było kulawo. Jedynie kępka koźlarzy topolowych wykazała się zadziwiającym zdrowiem na tle robaczywej szarzyzny kapeluszowo-kozakowej.
Był też i on. Wielki szlachcic o małym wzroście. Szlachcic typowy dla baroku, którego biorą za prawdziwka, jednak gatunkowo na pewno nim nie jest, chociaż należy do tej samej borowikowej familii. To borowik usiatkowany, zdrowy, co stanowi pewien ewenement w tych lasach. Natomiast w jagodnikach można spotkać pełno fałszerzy, oszustów i imitacyjnych krętaczy grzybowych.
Goryczaki żółciowe, fanatycznie nazywane “szatanami”, często nawet przez bardziej doświadczonych grzybiarzy, chociaż nimi nie są, gdyż piekielne zwoje zarezerwowały i zapisały tę nazwę dla borowików szatańskich. Jednak ludzie to ludzie, często nie słuchają ani Boga, ani diabła, wkurzając obu równocześnie. ;))
W barokowym lesie bukowińskiej krainy zagościły też podgrzybki zajączki. Trzeba przyznać, że znalezienie ich podobieństwa do prawdziwego zająca jest trudno nawet po kilku mocniejszych piwach. Za to mój fotograficzny monitoring zarejestrował na jednym owocniku włamywacza, który postanowił wejść do środka od strony dachu, czyli kapelusza. Włamywacz był tak zajęty plądrowaniem wnętrza grzybowej chałupy, że nawet mnie nie zauważył. ;))
Przeglądając kilkanaście miejsc na wszelkie gatunki grzybów, można pokusić się o ogólne opisanie obecnej sytuacji grzybowej na Wzgórzach Twardogórskich. W tym roku, jak mało kiedy na przestrzeni ostatnich lat, wystąpiły obfite opady, które dały podstawę do przypuszczenia, że mamy szansę na pierwszy, letni wysyp grzybów i to na przełomie czerwca/lipca.
Pamiętam fenomenalny, lipcowy wysyp z 1993 czy 2000 roku, jak i te może uboższe, ale też całkiem niezłe z lat 1998, 2004, 2011, 2012. Sobotnia wycieczka była pod tym względem karciano-pokerowo-grzybowym hasłem “sprawdzam”. Jednak – jak to kiedyś napisał na portalu www.grzyby.pl jego gospodarz – Marek Snowarski, czasami z grzybami jest tak, że szybko wzrasta napięcie i nagle… wszystko rozchodzi się po kościach.
Chociaż przez kilka tygodni warunki na pierwszy, letni wysyp były najbardziej optymalne od wielu lat, grzybowe kości zostały rzucone i z wielkiego napięcia, skończyło się na wypryskach koźlarzy, kurek, ewentualnie zajączków, usiatków i sporadycznych czubajek kani. W ogóle nie zareagowały prawdziwki, podgrzybki brunatne, maślaki i jeszcze kilka innych gatunków.
Jednak aby postawić ostateczny krzyżyk na oczekiwanym wysypie, wolę się wstrzymać jeszcze przez kolejny tydzień. Jeżeli również do końca tego tygodnia nic się nie wykluje w większej masie, to będziemy mieć potwierdzenie i sygnał od lasu, że grzybnia nie została pobudzona do masowego ruchu grzybotwórczego.
Jak zwykle trzeba coś/kogoś obciążyć winą za brak tego ruchu. Część grzybiarzy oczywiście na pierwszej szubienicy powiesi Księżyc w pełni, z czym się nie zgodzę, ponieważ to właśnie dobę przed pełnią znalazłem najwięcej młodych koźlarzy (znacznie więcej niż tydzień temu).
Część grzybiarzy stwierdzi stanowczo, że to po prostu jeszcze nie czas na grzyby. Grzybnia ma inne zdanie niż proroctwa grzybiarzy, z czym częściowo mogę się zgodzić. Jednak ja powiesiłbym na mojej szubienicy jeden czynnik, a mianowicie temperaturę. Po ostatnich, obfitych opadach, od razu przyszło duże ciepło. Przedział temperatur 25-28 stopni C to za dużo dla nizinnych grzybów pierwszo-wysypowych.
Kiedyś przeanalizowałem warunki pogodowe dla wszystkich, odnotowanych przeze mnie, lipcowych wysypów grzybów w Bukowinie. Okazało się, że po wystarczających opadach, które były podstawą do uformowania się wysypu, przychodziły niskie jak na lipiec temperatury i przeważała pochmurna pogoda. W związku z tym, aura przypominała bardziej wrzesień, dzięki czemu, tak zrobione w bambuko grzyby, postanowiły wykluć się w większej masie.
Trzeba mieć na uwadze, że to tylko moje subiektywne spostrzeżenia i wnioski w poszukiwaniu winowajcy za brak lipcowego, masowego grzybnięcia nizinnego. Przyczyna może być jeszcze inna, ale o niej wie już tylko las. Zobaczymy, jak zmieni się sytuacja w ciągu tego tygodnia.
♦ BAROKOWE KURY I JAGODY ♦
Swoimi żółto-złotymi barwami i pofałdowanymi kapeluszami zdobią barkowy las pieprzniki jadalne. Ponownie udało mi się nazbierać przyzwoitą ilość leśnego drobiu. Część została zamrożona, a trzy garście poległy w jajecznicy z cebulą i wędliną. Kurkowy sos lub jajecznica to niebo w gębie. Nie sposób nie ulec pokusie zjedzenia tych pyszności.
Czy kurki będą jeszcze przez jakichś czas w lesie? Prawdopodobnie tak, chociaż ich ilość zaczyna spadać, tak więc trzeba wykorzystać ich obecność i pobiegać po lasach póki są. Wierzchnia warstwa ściółki szybko ulega przesuszeniu, a nie wiadomo, czy będzie można jeszcze liczyć na większe opady w najbliższym czasie.
Za to dynamicznie na plus zmieniła się sytuacja jagodowa. Kilka bardzo ciepłych dni podsuszyło namoknięte czerwcowymi opadami owoce, bardziej dojrzały i jest ich naprawdę dużo. W ciągu najbliższych tygodni będziemy mieć wielki, jagodowy show – jeden z klasycznych popisów barokowego boru lipcowego.
Jagodowe krzewinki jak rzadko kiedy w ostatnich, suchych latach, lśnią soczystą zielenią, zachęcając do pochylenia się nad nimi i skosztowania przepysznych, granatowych kuleczek. Chociaż ich zbiór to wielogodzinna, monotonna i ciężka praca, warto poświęcić kilka wycieczek na ich skubaninę.
Zapowiada się bardzo dobry sezon jagodowy, chociaż wystartował z lekkim poślizgiem. Jeżeli nie trafi się nam jakichś dłuższy, upalny okres, coś na kształt tropikalnego czerwca 2019 roku lub sierpnia 2015 roku, jagody w dużej ilości powinny być nawet gdzieś do połowy sierpnia.
Teraz mamy optymalny okres na ich zbiór, przy czym warto pamiętać, aby wziąć ze sobą środki przeciw owadom, ponieważ komary i bąki na dobre rozpoczęły masowe wycieczki na jagodziarzy i grzybiarzy. Do tego mamy ogrom kleszczy, chociaż w bardziej uboższych, jagodowych borach nie ma ich tak wiele, jak w lesie z bogatszym runem i podszytem.
♦ CO Z TĄ WODĄ? ♦
Tydzień temu zachwycałem się wypełnionymi wodą rowami, rwącymi strumykami i trzymałem kciuki za walkę młodej siewki, którą chciał porwać wartki nurt przelewającej się przez drogę wody. Siewka przetrwała żywioł, a strumień przestał płynąć. Zaledwie w ciągu 5 dni od ostatnich, obfitych opadów, wody ubyło o połowę, natomiast niektóre rozlewiska wyschły całkowicie.
Chyba nie do końca byłem świadomy skali suszy, która trapi te tereny od wielu lat. Wydawało mi się, że tak deszczowy czerwiec pozwoli zapomnieć o suszy na dłuższy czas. Nic bardziej mylnego! Susza hydrogeologiczna to nie to samo, co łagodne oblicze suszy atmosferycznej, czy jeszcze nie takiej groźnej – suszy glebowej.
Na suszę hydrogeologiczną pracują wielomiesięczne, a często wieloletnie niedobory opadów i nawet najbardziej deszczowy czerwiec nie załata ogromnej dziury deficytowej. Rozlewiska z powyższych zdjęć, tydzień temu były kilka razy większe! W latach, kiedy nie było suszy, nawet po trzech bezdeszczowych tygodniach, wody ubywało w nich bardzo powoli.
Kolejną ciekawostką, na którą natrafiłem podczas sobotniej wyprawy były… porzeczki czerwone w środku lasu. Kilkanaście gałązek z dojrzewającymi owocami wprawiło mnie w niemałe zdziwienie. Skąd porzeczki ogrodowe w środku lasu? One także budują owocowy wizerunek i przepych lipcowego baroku leśnego.
♦ WRACAJĄC DO BAROKU ♦
Na koniec relacji wracam do baroku lipcowej Bukowiny, jego bogactwa i przepychu. Dominacji monumentalnej zieleni, nieokiełznanej i czarującej. Zdjęcie po lewej stronie to jedna z miejscówek na koźlarze czerwone, druga fotka to prawdziwkowe i jak na razie puste grzybowo miejsce, ale ukazuje ono kwintesencję barokowego stylu w lesie.
Stare, mocno nadwyrężone zębem czasu dęby, które wyglądają w zimie jak wyschnięte, połamane i umierające kikuty, obecnie kąpią się w bujnej zieleni barokowego bogactwa. Natomiast słoneczne światło, które tak łatwo tu dociera w czasie zimowego klasycyzmu, teraz z ledwością przebija się pojedynczymi wiązkami w szczelnie zarośniętej, barokowej szacie przyrody. Za to kępa śródpolnych drzew wydaje się trzymać w swoim wnętrzu noc.
Przyrodniczy styl barkowy wygląda też wykwintnie w borze sosnowym, w którym runo jest obfitsze. Mchy, trawy i paprocie dodają mu energii, werwy i barokowej brawury. Widać tu wielki rozmach, bogactwo form i przepych, gdzie wiele elementów podporządkowanych jest jednemu głównemu, w tym przypadku pniom sosen.
Inaczej leśny barok prezentuje się na drogach i duktach, na których przyroda nie może ukazać barokowego rozmachu z uwagi na użytkowanie ich przez pojazdy mechaniczne. Wówczas cały, barokowy kunszt rzeźbi się obok dróg i nad drogami. W efekcie mamy fenomenalne połączenie prostoty drogi i dzikości baroku. Dzięki temu tworzą się tak zwane tunele w “zieloną dal”, którymi mam ochotę iść tyle, ile siły w nogach. :))
Jeżeli natomiast artystycznej duszy lasu pozwoli się wtargnąć na leśne drogi, powstaje zielona świątynia, której bogactwo barokowej dekoracji po prostu zwala z nóg! I tak mogę podsumować wrażenia z lipcowo-barkowych oględzin bukowińskich lasów. Po raz enty zostałem wystawiony na najwyższe, duchowe, emocjonalne i zmysłowe doznania i jestem przekonany, że powtórzy się to jeszcze enty razy.
Elegancja, przepych, rozmach przez las wędrują i zieloną zasłonę gęsto rozpościerają
W ściółce, w stawie, w rowie, nad górkami i dołkami, bujnymi łąkami i pełnymi dojrzewających zbóż polami
Ptaki śpiewają, owady melodię skrzydełkami wygrywają, szeleszczą trawy, topole wiatrem drżące listki poruszają
Wszędzie w lesie wieść się niesie, że lipcowy anioł puchar zielonego nektaru wylewa, który las w barokową szatę zmienia!
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.Akceptuję Odrzucić Więcej Polityka prywatności & Cookies
Cześć Paweł!
Las zawsze zaskakuje i inspiruje, wiemy to doskonale 😉 Ale tym razem rozwaliłeś mnie totalnie tą relacją. Że też ja wcześniej nie pomyślałem że jest coś takiego jak “Las Barokowy” , a przecież jest ! Wyniosły, majestatyczny, potężny, trochę przyciężki, może trochę przesadny, ale piękny, piękny tą swoją przesadnością… Jak to barok ;-))
Ale jeśli las barokowy grzybami nie obdarzy, to czekam na jesienny “Las Gotycki” Oczekiwanie umili muzyka mająca w nazwie frazę “gotyk” znasz ten temat ;-))
No ale trzymając się tematu, jeszcze jest rokoko, oświecenie, romantyzm, a nawet nowożytność.
Ciekawe co na to wszystko ma do powiedzenia “Las Współczesny” Zapytaj go i opisz to…
Pozdrawiam 😉
Cześć Krzysiek. 😉
Dobrze, że udało Ci się napisać komentarz po tym rozwaleniu (po tym wnioskuję, że jesteś cały), ponieważ już chciałem podjechać do Ciebie z wiadrem kleju i Cię posklejać. ;-))))))
Wielkie dzięki za dobre słowa. Nie będę aż tak głęboko wnikać w artystyczne style lasu o których wspomniałeś, ale kto wie, czym las mnie znowu natchnie, także nie mówię zdecydowanie nie. 😉 Natomiast podczas jesieni na pewno planuję opisać las gotycki, w którym – poza niezwykłą barwnością liści, mamy też najbogatsze życie gotycko-grzybowe i oby w tym roku było ono dla nas obfite.
Pozdrawiam, Darz Grzyb! 😉
Paweł, moje ” rozwalenie” było jak najbardziej pozytywne ;-)) Zachęcające, jak zwykle zresztą po lekturze Twoich relacji z lasu, do jeszcze bardziej pogłębionych rozmyślań o lesie… 😉
Tak już mają “przyklejeni” do lasu.
Pozdrawiam 😉
Dzięki za te słowa Krzysiek! 😉
Lasu trzeba nam i tyle! 😉
Witajcie Towarzyszu:)
Zaliczamy Wam sprawozdanie chociaż Towarzysz Pierwszy Sekretarz miał zastrzeżenia do mieszania stylów gotyk z rokoko, secesja z klasycyzmem barok ze stylem romańskim etc. No nic drobną grzywną załatwiliśmy temat, że to niby była swobodna interpretacja artystyczna jak najbardziej dopuszczalna w ramach twórczej weny artysty i takie tam:) A po za tym tak pięknie opisałeś letnią Bukowinę, że i mnie zdopingowałeś do roboty. Melduję, że praca nad “Opowieściami kresowymi” posuwa się do przodu może jest to zbyt wolno ale cóż trudności obiektywne:)
Pozdrawiam serdecznie
Darz Grzyb Przyjacielu:)
Cześć Wojtek. 😉
Dzięki za dobre słowa i uznanie 1. Sekretarza. W lesie wszystkie style się mieszają i słusznie odstąpiliście od tych zastrzeżeń. 😉
Opowieści kresowe jak zawsze mile widziane, czekam cierpliwie na kolejna odsłonę.
Pozdrawiam serdecznie! 😉